Z cyklu: „Zza obrazu” Antoni Piotr Bisaga, „Zielony Rynek we Włocławku”

za rama www Bisaga

Do czasu ostatnich przemian ustrojowych (1989 r.) Zielony Rynek we Włocławku nosił nazwę: Plac 1 Maja. Stąd, niejednokrotnie, wyruszały organizowane ku czci robotniczej (czytaj komunistycznej) partii pochody pierwszomajowe. Tu odbywały się różne uroczystości: m.in. pokazy, pikniki (na przykład huczne obchody Dnia Dziecka za czasów Polski Ludowej).


Brukowany „kocimi łbami” otwarty maneż wyglądał o wiele bardziej interesująco niż obecnie z „blaszakiem” na środku . Niektórzy pamiętają, że podczas stawiania tzw. HALI odsłonięto mogiły dawnego cmentarza.

Zielony Rynek, jak można się domyślić, analizując etymologię słowa „zielony”, to miejsce targowiskowego handlu płodami rolnymi i sadowniczymi, kwiatami, sadzonkami roślin, ale też (niekoniecznie zielonym, choć zdarzały się takie przypadki) nabiałem i mięsem.

Targowisko pełniło nawet rolę ówczesnej apteki. Kupić można było zioła, napary, nalewki, pijawki (stosowane do leczenia nadciśnienia tętniczego) oraz tak prozaiczne antidotum jak sok z kiszonych ogórków oraz kapusty, sprzedawany za grosze na „przypadłości dnia następnego”…

Zjeżdżały się tu z okolicy furmanki drobnych producentów żywności, czyli jak to się wtedy określało: „chłopów”.

Na koniec lat 80. plac został zajęty przez handel z łóżek polowych i tzw. „szczęk”. To tu rodziły się inicjatywy powstawania prywatnych, dobrze zaopatrzonych sklepów, które w niedługiej przyszłości miały zastąpić sklepy państwowe, świecące na ogół pustkami.

Wychodząc z założenia, że podarowanej historii nie można zgubić, ale trzeba przekazać ją dalej, do wspomnień tak charakterystycznego dla Włocławka miejsca powraca w swojej pracy, zatytułowanej „Zielony Rynek we Włocławku”, artysta rzeźbiarz Antoni Bisaga.

Co ciekawe, ponad 30 figurek, umieszczonych na ruchomym kole, tworzy scenki rodzajowe świadczące o humorystycznej, artystycznej obserwacji miejskiego targowiska z dawnych lat. Rzecz dzieje się wczesną jesienią (w koszykach widzimy grzyby, ale postaci ubrane są dość lekko), w połowie lat 60. XX wieku.

Kompozycja została specjalnie przygotowana na wystawę rocznicową, której wernisaż odbył się 24 września 2010 r. w Muzeum Zbiorów Sztuki we Włocławku. Ekspozycja, zorganizowana 10 lat temu, z okazji 70. urodzin artysty, była zatytułowana: Antoni Bisaga. Remanent twórczości Anno Domini 2010.

Później, w styczniu 2015 roku (zdjęcia do odnalezienia w archiwum naszych wydarzeń), Zielony Rynek zagościł na wystawie w Galerii Sztuki „ Antresola” w Centrum Kultury „ Browar B.”
W 2020 roku autor zdecydował się przekazać omawianą kompozycję do Muzeum Ziemi Kujawskiej i Dobrzyńskiej.

Opowieść nie byłaby pełna bez narracji i wspomnień autora:
„Jak to zwykle bywa pomysł na rzeźbę był nieco inny. Miałem zmontować mozolnie wykonane figurki w formie pasażu, ale trafiły ostatecznie na ruchome koło… Jednak wszystkie postaci wykonane przeze mnie są jak najbardziej autentyczne!

Zielony Rynek w latach 60. podlegał jako targowisko sporym restrykcjom. Na przykład: osoby sprzedające nabiał wyglądały jak lekarze. Były one odziane w białe fartuchy, miały oddzielne krany do mycia, czyste, bielone płótna do pakowania żywności.

Ceny na bazarze były urzędowe i wypisane na ogólnodostępnej tablicy. Na wspomnianej targowiskowej planszy któregoś razu ktoś wypisał kredą : Życie jest piękne, dajcie mi sznur! Sentencja ta towarzyszy mi do dzisiaj i stała się zawsze aktualnym powiedzonkiem…

Stragany kontrolowała Milicja Obywatelska oraz różnego rodzaju inspekcje. Furmanki były ciasno „zaparkowane” jedna obok drugiej, wzdłuż linii namalowanych wapnem na kocich łbach. Łatwo się domyślić, że w nos kupujących mocno uderzał charakterystyczny dla koni zapach siana, obroku i nie tylko…

Trzeba zaznaczyć jednak, że po zakończeniu działalności targowiska w danym dniu wszelkie ślady jego funkcjonowania były skrupulatnie likwidowane za pomocą mioteł i węży z wodą.
„Targowiskowi”, czyli miejscowi „porządkowi”, kręcili się cały czas, pobierając opłaty od handlujących i dbając o ład na ryneczku. Mimo tego, nieoficjalnie, na targowisku można było dostać wszystko… Pojawiali się wędrowni kramarze, a nawet osoby oferujące instrumenty muzyczne takie jak akordeon czy skrzypce.

„Po cichu” można było kupić bimber. Sprzedawano suszone owoce z kujawskich sadów. Oferowano żury, zakwasy, zaprawy. Najlepszy na żurek był zakwas żytni, przywożony ze Śmiłowic…Z takiego zakwasu, przygotowywanego w kamionkowych garnuszkach, „podbijanego” wiejską śmietaną, wychodził prawdziwy kujawski przysmak!

Za 50 groszy można było w owym czasie, wiedząc oczywiście o jakiej porze tego dokonać, kupić świeżo złowione ryby z pobliskich jezior i Wisły. Królowa polskich rzek obfitowała wtedy w płocie, leszcze, sumy, szczupaki i była szlakiem żeglownym. W dni handlowe przybijało do lewego brzegu Włocławka mnóstwo łódek z płodami rolnymi i wspomnianymi rybami nawet z Dobrzynia. W soboty największy ruch na Zielonym Rynku był przed godziną 6.00 oraz po godzinie 13.00. Wiązało się to z faktem, że soboty były zwykłym dniem roboczym i większość włocławian dokonywała zakupów albo przed pracą, albo zaraz po wyjściu z pracy, wracając do domów. Nawiązując do handlu rybami, to po godz. 13 wszystkie ryby, umieszczone w szaflikach pod miejską pompą (umieszczona w kompozycji), pływały brzuchem do góry i można było kupić je za bezcen.

W dni świąteczne na włocławski bazar przyjeżdżały okoliczne kapele ludowe. Częstym gościem był zespół z Kowala.”

3

„Zielony Rynek” wykonany przez Antoniego Bisagę, możemy aktualnie zobaczyć w ramach wystawy „Miało być inaczej” w godzinach otwarcia MZKiD, Oddział Zbiory Sztuki, przy ulicy Zamczej 10/12 we Włocławku.

Jak teraz wygląda aktywność twórcza Rzeźbiarza, miała pokazać wystawa, organizowana wraz z benefisem, w marcu tego roku przez Muzeum Zbiory Sztuki. Niestety, plany pokrzyżował wirus, który nagle zagroził wszelkiego rodzaju spotkaniom, nie tylko tym na Zielonym Rynku czy muzeum…Nomen omen, wirus, który zatrzymał nas na kilka „długich” tygodni podobno też „zrodził się” na Zielonym Rynku, tyle tylko, że położonym około 8 tysięcy kilometrów na wschód od Włocławka.

Dzisiaj część omawianego placu od strony Urzędu Miasta nosi nazwę Skwer imienia Marii i Lecha Kaczyńskich. W niedalekiej przyszłości ma na nim stanąć pomnik ofiar z 1940 roku, z wyrytymi nazwiskami 119 mieszkańców Włocławka i okolic, pomordowanych m.in. w Katyniu, Miednoje, Ostaszkowie, Starobielsku i Kozielsku, zaprojektowany również przez Antoniego Bisagę.


Pozostałe aktualności

Komentowanie jest zamknięte.